niedziela, 9 września 2012

Zielony Jazdów

Tym razem nie o tym co można ugotować. Tym razem o tym co można kupić. I dlaczego nie może być tak w całej Warszawie.

Warszawskie CSW przez całe lato prowadziło fantastyczną inicjatywę Zielony Jazdów. Cykl imprez, warsztaty i co najważniejsze mini targ na świeżym powietrzu.

http://www.facebook.com/ZielonyJazdow/info

A tam... pyszne pomidory, niespotykane zioła (np. kwiaty czosnku). Dwa gospodarstwa, o których ostatnio pisał Grzegorz Łapanowski w swoim artykule, który polecam:

http://grzegorzlapanowski.natemat.pl

Zaintrygowana tematem, wybrałam się na Zielony Jazdów i się zakochałam. W genialnych produktach i w tym, że można ładnie prezentować i ciekawie opowiadać o swoich produktach. O tym, że dobre warzywa nie muszą kosztować fortuny.

www.majlert.pl

http://panziolko.pl

Serce rośnie. A potem zaraz staje w gardle. Bo tak sobie myśle: dobra super, pojechałam przez pół miasta i 2 tygodnie z rzędu cieszę sie doskonałymi produktami. Ale...co będzie za 3 tygodnie? Dlaczego nie ma niczego takiego na Kabatach? Oferta lokalnych bazarków nie jest ani smaczna, ani tania. W lokalnym sklepie sprzedają mi zgniłe jaja. Czuje się warzywnie opuszczona, czy ktoś wypełni dziurę w mym spragnionym dobrych produktów kulinarnym sercu?

Szczerzę życzę sobie i wszystkim mieszkańcom Warszawy, że powstanie więcej takich świetnych gospodarstw, fajnych uśmiechnietych ludzi, którzy będą chcieli nas nakarmić bez pośrednictwa bazarów, hurtowni i marketów.














niedziela, 26 lutego 2012

Leuven miasteczko moich marzeń

No i wylądowałam w Niemczech. Z przyczyn zawodowych przez 3 miesiące jestem w Nadrenii.

Korzystając z okazji postanowiliśmy z moim ukochanym wybrać się do Belgii. Po co tam jechać? Wbrew pozorom nie po to aby oglądać Parlament Europejski. Belgia ma trzy doskonałe produkty dla których warto pojechać na wycieczkę:

Frytki
Wprawdzie amerykanie nazywaja frytki "French fries" ale to właśnie belgowie uważają je za swoje dobro narodowe. Ponoć już w manuskyptach z 1781 roku pojawia się informacja o tym że mieszkańcy małej flamandzkiej miejscowości wycinali z ziemniaków małe kawałki przypominające rybki, ponieważ lód na rzece uniemożliwiał im regularny połów. Nie wiadomo dokładnie kto konkretnie wynalazł frytki, ale już XIX w. pojawiają sie dokumenty opisujące belgijską specjalność.

Idąc ulicami co krok napotykamy się na friteries albo fritures - sklepiki, w których można kupić rożek grubych, złocistych frytek.Co ciekawe można sobie z lady wybrać też dużo rzeczy do usmażenia: szaszłyki, panierowane mięso, kiełbaski. Jak dla mnie nie wyglądało to zachęcająco, ale lokalni bywalcy rzadko kiedy zadowalali się jedynie frytkami.Do porcji podawane są liczne sosy, wszystkie na bazie majonezu. Wiele interesujących informacji oraz zdjęcia znajdziecie na stonie właściciela marki Friitz. http://www.belgianfries.com

Piwo

Najbardziej chyba podoba mi się to, że piwo tu pija się z dużych, obłych kielichów. Marki, które wybraliśmy zawierały sporo alkoholu 8-9% i miały przyjemny pszeniczny smak. Tradycja piwowarstwa w Belgii historycznie wiąże się z browarami przyklasztornymi. Obecnie w całym krauj jest ok 178 browarów. Piwo jest bardzo smaczne, a wybrór oszałamiający. Zainteresowanych odsyłam do ciekawego artykułu http://www.foody.pl/strony/1/i/660.php



















Czekoladki


Belgijskie praliny są znane na całym świecie. Roczna produkcja czekolady to aż 172 000 ton! Praliny są produkowane zarówno ręcznie jak i przez dużych producentów.
Sama ostatnio dużo zajmuję się tematem czekolady i pralin. Próbuje ciągle nowych smaków i jedno mogę powiedzieć na pewno: do tej pory praliny firmy Leonidas pobiły wszystko łącznie z moją własną produkcją i ręcznie robionymi pralinami z małego belgijskiego sklepu.

To nie tylko kwestia czekolady, która jest pyszna. Ale przede wszystkim chodzi o stukturę nadzienia: aksamitne, rozpływające się w ustach, albo lekkie, puszyste i piankowe. Kiedy byłam mała mój Tata przywiózł malutkie opakowanie tych pyszności do Polski. Do dziś pamiętam jak razem z Mamą rozoszowałyśmy się tymi małymi cudeńkami.
Kiedy kupowałam Leonidasy w poprzedni weekend, sądziłam, że to tylko dzięcięca fascynacja i że teraz nie zrobią na mnie takiego wrażenia.

No cóż nie mogłam się pomylić bardziej. Nadal jest to mój numer 1!

PS. NA zdjeciu obok pudełka widzicie kolejną specjalność, niestety nie wiem jak się nazywa, ale jest to bagietka z pastą miesną, coś jak metka ogórkiem i cebulką. Mięso jest doprawione papryką i pastą pomidorową, smakuje świetnie!

Opócz wrażeń kulinarnych mogę Wam zdradzić że Leuven jest przepiękne. Stary ratusz, kościoły, kamieniczki. Miasto ma w sobie niesamowity urok. A za 2 tygodnie wybieram się do Muzeum Czekolady w Kolonii :)