poniedziałek, 16 grudnia 2013

Świąteczne babeczki Nigelli

Ho!Ho! Ho! Drogie dzieci. Byliście grzeczni? Jeśli tak to zasługujecie na pyszną maślaną babeczkę. Świetnie się sprawdzają do zrobienia w dużej ilości bo łatwo przeliczyć proporcje. Więc spędy świąteczne, śledziki pracowe, lub bardzo głodne przyjaciółki ...to idealne okazje na babeczki. Przepis pochodzi z książki Nigella Świątecznie - którą polecam, jest tam mnóstwo wskazówek jak urządzić obiad rodzinny z rozpiską co można zrobić wcześniej i zamrozić

125 g miękkiego masła
125 g cukru - ja dałam 100 bo wydawało mi się że będą za słodkie, ale są Święta, więc możecie szaleć
2 jajka
125 g mąki
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2-3 łyżek mleka
łyżka maku - tu polski akcent ode mnie - dla mnie mak to świąteczny składnik obowiązkowy

Wszystkie składniki oprócz mleka miksujemy w malakserze. Potem na końcu dodajemy mleko - ciasto ma być dość gęste, ale lejące.
wychodzi z tego 12 babeczek. Pieczemy w temperaturze 200 stopni 15-20 minut aż będą złote.

Dekoracja: ma zdjęciu krem maślany z barwnikiem w odcieniu Christmas Red i posypki firmy Wilton (do kupienia w sklepach internetowcyh z akcesoriami do pieczenia).


sobota, 28 września 2013

Tort Schwardzwaldzki

Tort ten wykonałam na zamówienie. A było ono bardzo konkretne: czekoladowe ciasto i wiśnie i nieco alkoholu. Kiedy mam połączyć czekoladowy biszkopt i wiśnie wybór pada naturalnie na klasykę Tot Szwardzwaldzki. Myślę więc sobie, gdzie może być dobry przepis? Czarnolas jest w Niemczech zaglądam więc do książki Gute Küche którą dostałam od mojego Taty. I po zrobieniu próby biszkoptu - klops, za suchy. Zatem podaje Wam wersje zmodyfikowaną już sprawdzoną :) dla ok 10 osób

Ciasto:
10 jajek
13 łyżek letniej wody
szczypta soli
300 g cukru
opakowanie cukru waniliowego
300 g mąki
2 łyżki oleju
6 łyżek kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia


Jajka zmiksować z cukrami i szczyptą soli na jasnożółtą puszystą masę. Dodać wodę i olej. Następnie partiami i stopniowo na wolnych obrotach dodać suche składniki. Przelać do 2 tortownic i piec ok 30 minut w piekarniku nagrzanym do 200C . Tradycyjnie wskaźnikiem upieczenia jest test suchego patyczka.

Upieczone blaty dzielimy na pół. Jeżeli lubicie możecie nasączyć je nalewką wiśniową (1 kieliszek nalewki zmieszany z 1 kieliszkiem wody.)

Pomiędzy blaty nakładamy bitą śmietanę z mascarpone i konfiturę wiśniową.

Ok 1/3 masy z bitej śmietany rozsmarowujemy po bokach i górze - to uwięzi okruszki i pozwoli nam potem mieć ładną białą powierzchnie na torcie.

Dobrze jest w tym momencie odstawić tort do lodówki na chwilę, łatwiej się będzie potem dekorować. Jeśli nie macie czasu czekać godziny - włóżcie na czas zmywania naczyń po pieczeniu ;)

Dekoracja- co kto lubi, ja najchętniej bym zostawiła cały biały - ale można szaleć tu na zdjęciu kandyzowane wiśnie i wiśnie w czekoladzie.

Masa śmietanowa z macarpone - ja mam wypracowane proporcje na 1 porcje - taki tort jak powyżej wymaga podwojenia składników

330 ml śmietanki 30%
opakowanie serka mascarpone - opakowanie ok 250 g
6 łyżek curku pudru
łyżeczka esencji waniliowej


Najpierw miksuje śmietanę z cukrem pudrem i esencją. W momencie kiedy śmietana gęstnieje na tyle, że miksując zostawiasz w niej ślady trzepaczki dodaje serek mascarpone i miksuje jeszcze dosłownie minute. WAŻNE: jeśli miksuje się za długo robi się Wam masło oddziela się tłuszcz i wszystko się zważy.


wtorek, 24 września 2013

Czym smakuje Madryt?

Przedstawiam Wam mój subiektywny przewodnik po Madrycie :) Miasto jest piękne zarówno wiosną, jak i jesienią. Pomyślcie, może znajdziecie tanie bilety i uciekniecie na chwile przed jesienią?

Museo del Jamon

Hiszpania jest cudowna: doskonałe wino w cenie nie przewyższającej czasami butelki piw, oliwki i oliwa, no i wędliny: chorizo i szynka. Jamon! Uwielbiam. Pierwsze kroki po przekroczeniu hiszpańskiej ziemi kieruje do miejsca gdzie mogę zjeść bagietkę z jamon. W Madrycie polecam przybytek wprawdzie sieciowy ale z klimatem.W Museo del Jamon po jednej stronie znajdziecie ladę z kiełbasami, nad głowami kołyszą się apetyczne udźce świnek. Prawdziwa atrakcja kryje się po drugiej stronie, gdzie rozentuzjazmowany tłum, o każdej porze dnia i nocy tłoczy się wokół kontuaru, za którym uwijają się nonszalanccy kelnerzy. Ceny są bardzo przystępne bo za bułę z jamon serrano płaci się 1 EUR za kawę 2 EUR. Spotyka się tu wszystkich: młodych ludzi na kacu po imprezie, ratowników medycznych, starszych państwa którzy wstąpili tu ze spaceru, turystów. Atmosfera żywa, niezobowiązująca, nikogo nie dziwi piwo i wino pite w o 11:00 w niedziele. Oprócz bułek można zamawiać też tapas: plastry szynki, chorizo, jaja sadzone. W ofercie są też dania obiadowe, ale ja się nie odważyłam. Najlepszym świadectwem klimatu niech będzie ten filmik :



http://www.museodeljamon.es/madrid/


Skoro już wspominam o hiszpańskiej szynce, to zbliżając się do półek sklepowych, można się zdziwić. Jamon, Jamon a tu cena od 8 do nawet 20 EUR za 100 g. Kluczem są słowa, które towarzyszą Jamon. I tak:

Jamón Iberico de Bellota: świnki rasy iberyjskiej, które hodowane są wolno. Pląsają sobie po lasach i karmione są żołędziami.

Jamón Iberico de Recebo: również smakują w żołędziach, ale jedzą również normalną paszę

Jamón Iberico de Campo: (lub też Jamón de Pata Negra).Pata negra (czarna racica ), to świnki czarne. Tylko 5% produkcji Jamon pochodzi z tej rasy. Mogą być karmionę normalną mieszanką, ale najlepsze mięso uzyskuję się ze zwierząt hodowanych wśród dębowych i korkowych lasów na granicy Hiszpanii i Portugalii.

Jamón Serrano: (znana również jako Jamón Reserva, Jamón Curado and Jamón Extra). szynki z białych świnek


Do tej pory zadowalałam się serrano, ale tym razem przechodząc obok małego targu,skusiłam się spróbować na stoisku Jamón Iberico de Bellota. Piękny zestaw z winem i niesamowity smak. Mięso jest delikatnie marmurkowane i niezwykle aromatyczne. Pycha. A jeśli szukacie dalszych argumentów dlaczego warto się obżerać jamonem w opór dodam jeszcze, że dzięki żołędziowej diecie mięso zawiera kwas oleinowy, który redukuje poziom cholesterolu.



Mercado de San Miguel

http://www.mercadodesanmiguel.es/

1916 na miejscu kościoła wyburzonego przez Napoleona powstała ciekawa konstrukcja hali z żelaza, kryjąca w swoich trzewiach targ. W 2009 został odnowiony i po ponownym otwarciu pełni funkcję znacznie szerszą niż zwykłe targowisko. Każde stoisko, oprócz towarów w czystej postaci jak na przykład świeżych ryb czy aromatycznych serów , oferuje różnego rodzaju przekąski, kanapeczki i oczywiście gdyby nam się zachciało pić - wina. Ogromna różnorodność, jak również gwarna atmosfera zachęcają, aby wybrać się tam na śniadanie, lub przekąskę. Jak w większości miejsc w Hiszpanii jada się tu raczej na stojąco lub na barowych stołkach rozstawionych na środku pomiędzy alejkami. Szaszłyki z oliwek, kanapki z krewetkami, ostrygi otwierane na Twoich oczach...mówisz i masz. Moim faworytem było stoisko masarni, gdzie na gorącej płycie kucharz przygotowywał małe, aromatyzowane kiełbaski (z grzybami, ratatoulie, trufla, papryka), podawane w towarzystwie chrupiącej bułeczki i specjalnych sosów.


A gdzie na obiad?

Najlepiej skorzystać z menu del dia. Za 10 EUR restauracje proponują przystawkę durgie danie wino i kawę/deser. Dobra cena. I dobry sposób na poznawanie hiszpańskiej kuchni. Wprawdzie bez rozmówek się nie obyło. Ale można się najeść obficie i smacznie. Ja gorąco polecam Venta El Buscon (Calle Victoria, 5-7). W ulicy niedaleko Sol, samego serca miasta. Knajpka w hiszpańskim klimacie, serwuje zarówno tapas jak i właśnie menu del dia. Ja jadłam tam pimentos del pardon (pieczone papryczki z grubo ziarnistą solą, które uwielbiam!), pyszne krewetki, kalmary. Bardzo dobre steki. Doskonałe wina. I wszystko w bardzo przyzwoitych cenach. Więcej niż 20 EUR na osobę nie wydacie. A na koniec dostaniecie jeszcze drinka na koszt firmy :)

niedziela, 22 września 2013

Nie samym brokatem człowiek żyje - czyli czym nakarmić performerki burleski ...

Dziś ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Ostatni post zamieściłam tu ponad rok temu. Ponieważ ostatnio miałam okazję karmić 10 cudownych kobiet, uznałam, że to dobra okazja na reaktywację. W zasadzie najlepsza :)

Kolację przygotowałam dla mojej burleskowej mentorki, przyjaciółki i źdródła inspiracji - Betty Q

Kim jest Betty? Zerknijcie na Fejsbuka. W skrócie: odważną kobietą, która sprowadziła burleske do Polski, performerką, nauczycielką. W tym roku Betty zdecydowała się świętować swoje urodziny w wyjątkowy sposób: zorganizowała niesamowitą imprezę z okazji swoich urodzin na której wystąpiły nie tylko rodzime performerki, ale również świetne dziewczyny z Niemiec, Szwecji i Anglii. A dzień przed tą pamiętną imprezą miałam okazję poczęstować to zacne grono poniższym menu:

Pikantna zupa z dyni - podana w filiżankach

Warzywny las - zestaw surowych warzyw do chrupania: marchewka, papryka, seler naciowy, rzodkiewki, kiełki słonecznika, ogórek. Podane na sałacie w kryształowych naczyniach.

Bukiet kwiatów z pomidorków - zdaję sobie sprawę z tego, że jest to danie, które trąci kiczem, ale ...w takiej operowałyśmy konwencji ;)

Dipy: pasta z zielonego groszku z miętą, serowy (ser rokpol zmiksowany z jogurtem greckim), pasta z pieczonego bakłażana z dodatkiem tahiny, wegańska bagna cauda - na bazie pasty miso.

Gryczane bliny - w orginale przeznaczone do pasty z pieczonego bakłażana, ale w zasadzie Panie eksperymentowały z wieloma dipami

Tarta z burakami i kozim serem na cieście orzechowym

Tort bezowy wg przepisu white plate - genialny, wyszedł w 100%

Trufle czekoladowe - moja specjalność :)







Zarówno bliny, jak i tarta, oraz pasty przyrządziłam według przepisów z rewelacyjnej książki Nicoli Graimes "Kuchnia wegetariańska". Gorąco polecam tą książkę - czego bym z niej nie gotowała udaje się doskonale!

Chciałam się z Wami podzielić przepisem Nicoli na tartę z buraczkami. Kończy się sezon letni, a to będzie danie idealne na zimowe wieczory:

1 łyżeczka oliwy
25 g masła
650 g czerwonej cebuli pokrojonej w cienkie plastry
5 gałązek tymianku plus dodatkowy do podania
3 łyżki octu balsamicznego
400 g ugotowanych buraków pokrojonych w plastry
1 łyżka płynnego miodu
175 g koziego sera
sól, pieprz

Ciasto:

40 g uprażonych i posiekanych drobno orzechów włoskich
185 g mąki - ja użyłam orkiszowej, ale może być pszenna
85g zimnego masła
1 żółtko

Jak zwykle na samym początku natłuściłam formę do tarty masłem i odłożyłam na bok. Piekarnik nastawiamy na 180 stopni. Zaczynamy od ciasta: uprażone, wystudzone orzechy rozdrobniłam używając blendera. Połączyłam je z mąką i solą. Następnie dodałam pokrojone w drobne kawałeczki zimne masło i rękami rozcierałam wszystko razem. Następnie dodałam jajko i ok 2-3 łyżek zimnej wody. Ciasto ma być elastyczne, a ilość wody zależy od mąki którą stosujecie. Trzeba wyczuć.

Następnie rozwałkowałam ciasto i wyłożyłam nim ceramiczną formę do tarty. Cisto trzeba nakłuć w kilku miejscach widelcem, a następnie obciążyć krążkiem z pergaminu i fasolką (ja mam takie ziarna które stosuje cały czas, kiedyś obciążałam też cieciorką - chodzi o to żeby ciasto nie wyrosło do góry, a obciążenie było suche, łatwe do usunięcia i się nie paliło). Czas pieczenia to 20 minut a następnie kolejne 15 bez fasolki ;).

W czasie gdy ciasto jest w piekarniku można przygotować farsz. Cebulę dusimy na patelni, aż będzie miękka, po czym dodajemy balsamico i tymianek. Po zredukowaniu się octu dodajemy miód oraz buraki. Mieszamy wszystko razem.

Na upieczony spód wykładamy buraczano-cebulowy farsz, kładziemy kleksy z serka koziego i zapiekamy kolejne 15 min do momentu aż ser się trochę zrumieni.




niedziela, 9 września 2012

Zielony Jazdów

Tym razem nie o tym co można ugotować. Tym razem o tym co można kupić. I dlaczego nie może być tak w całej Warszawie.

Warszawskie CSW przez całe lato prowadziło fantastyczną inicjatywę Zielony Jazdów. Cykl imprez, warsztaty i co najważniejsze mini targ na świeżym powietrzu.

http://www.facebook.com/ZielonyJazdow/info

A tam... pyszne pomidory, niespotykane zioła (np. kwiaty czosnku). Dwa gospodarstwa, o których ostatnio pisał Grzegorz Łapanowski w swoim artykule, który polecam:

http://grzegorzlapanowski.natemat.pl

Zaintrygowana tematem, wybrałam się na Zielony Jazdów i się zakochałam. W genialnych produktach i w tym, że można ładnie prezentować i ciekawie opowiadać o swoich produktach. O tym, że dobre warzywa nie muszą kosztować fortuny.

www.majlert.pl

http://panziolko.pl

Serce rośnie. A potem zaraz staje w gardle. Bo tak sobie myśle: dobra super, pojechałam przez pół miasta i 2 tygodnie z rzędu cieszę sie doskonałymi produktami. Ale...co będzie za 3 tygodnie? Dlaczego nie ma niczego takiego na Kabatach? Oferta lokalnych bazarków nie jest ani smaczna, ani tania. W lokalnym sklepie sprzedają mi zgniłe jaja. Czuje się warzywnie opuszczona, czy ktoś wypełni dziurę w mym spragnionym dobrych produktów kulinarnym sercu?

Szczerzę życzę sobie i wszystkim mieszkańcom Warszawy, że powstanie więcej takich świetnych gospodarstw, fajnych uśmiechnietych ludzi, którzy będą chcieli nas nakarmić bez pośrednictwa bazarów, hurtowni i marketów.














niedziela, 26 lutego 2012

Leuven miasteczko moich marzeń

No i wylądowałam w Niemczech. Z przyczyn zawodowych przez 3 miesiące jestem w Nadrenii.

Korzystając z okazji postanowiliśmy z moim ukochanym wybrać się do Belgii. Po co tam jechać? Wbrew pozorom nie po to aby oglądać Parlament Europejski. Belgia ma trzy doskonałe produkty dla których warto pojechać na wycieczkę:

Frytki
Wprawdzie amerykanie nazywaja frytki "French fries" ale to właśnie belgowie uważają je za swoje dobro narodowe. Ponoć już w manuskyptach z 1781 roku pojawia się informacja o tym że mieszkańcy małej flamandzkiej miejscowości wycinali z ziemniaków małe kawałki przypominające rybki, ponieważ lód na rzece uniemożliwiał im regularny połów. Nie wiadomo dokładnie kto konkretnie wynalazł frytki, ale już XIX w. pojawiają sie dokumenty opisujące belgijską specjalność.

Idąc ulicami co krok napotykamy się na friteries albo fritures - sklepiki, w których można kupić rożek grubych, złocistych frytek.Co ciekawe można sobie z lady wybrać też dużo rzeczy do usmażenia: szaszłyki, panierowane mięso, kiełbaski. Jak dla mnie nie wyglądało to zachęcająco, ale lokalni bywalcy rzadko kiedy zadowalali się jedynie frytkami.Do porcji podawane są liczne sosy, wszystkie na bazie majonezu. Wiele interesujących informacji oraz zdjęcia znajdziecie na stonie właściciela marki Friitz. http://www.belgianfries.com

Piwo

Najbardziej chyba podoba mi się to, że piwo tu pija się z dużych, obłych kielichów. Marki, które wybraliśmy zawierały sporo alkoholu 8-9% i miały przyjemny pszeniczny smak. Tradycja piwowarstwa w Belgii historycznie wiąże się z browarami przyklasztornymi. Obecnie w całym krauj jest ok 178 browarów. Piwo jest bardzo smaczne, a wybrór oszałamiający. Zainteresowanych odsyłam do ciekawego artykułu http://www.foody.pl/strony/1/i/660.php



















Czekoladki


Belgijskie praliny są znane na całym świecie. Roczna produkcja czekolady to aż 172 000 ton! Praliny są produkowane zarówno ręcznie jak i przez dużych producentów.
Sama ostatnio dużo zajmuję się tematem czekolady i pralin. Próbuje ciągle nowych smaków i jedno mogę powiedzieć na pewno: do tej pory praliny firmy Leonidas pobiły wszystko łącznie z moją własną produkcją i ręcznie robionymi pralinami z małego belgijskiego sklepu.

To nie tylko kwestia czekolady, która jest pyszna. Ale przede wszystkim chodzi o stukturę nadzienia: aksamitne, rozpływające się w ustach, albo lekkie, puszyste i piankowe. Kiedy byłam mała mój Tata przywiózł malutkie opakowanie tych pyszności do Polski. Do dziś pamiętam jak razem z Mamą rozoszowałyśmy się tymi małymi cudeńkami.
Kiedy kupowałam Leonidasy w poprzedni weekend, sądziłam, że to tylko dzięcięca fascynacja i że teraz nie zrobią na mnie takiego wrażenia.

No cóż nie mogłam się pomylić bardziej. Nadal jest to mój numer 1!

PS. NA zdjeciu obok pudełka widzicie kolejną specjalność, niestety nie wiem jak się nazywa, ale jest to bagietka z pastą miesną, coś jak metka ogórkiem i cebulką. Mięso jest doprawione papryką i pastą pomidorową, smakuje świetnie!

Opócz wrażeń kulinarnych mogę Wam zdradzić że Leuven jest przepiękne. Stary ratusz, kościoły, kamieniczki. Miasto ma w sobie niesamowity urok. A za 2 tygodnie wybieram się do Muzeum Czekolady w Kolonii :)

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Cake pops - pomysł na świąteczny prezent




Wszyscy dookoła trąbią o kryzysie. Jest źle i ma być jeszcze gorzej. Niezależnie od sytuacji ekonomicznej, szczerze wierzę, że prezenty zrobione własnoręcznie najbardziej cieszą. To miłe i osobiste. Lepsze, niż zgarnięcie z półki pierwszej lepszej książki lub kupowanie skarpet. W tym roku razem z moją przyjaciółką postanowiłyśmy zmierzyć się z tematem cake pops.

Te małe kuleczki z ciasta nadziane na patyk są pocieszne i można je produkować w nieskończonych wariantach smaków i kształtów. Matką tych ciastko-lizaczów jest Bakarella - zachęcam do wizty na jej stronie http://www.bakerella.com/

My skorzystałyśmy z pomysłu z bloga Moje Wypieki

http://mojewypieki.blox.pl/2011/11/Mikolajkowe-Cake-Pops-Reniferki.html

Samo ciasto w środku pozostanie jednak naszą słodką tajemnicą ;)

Wesołych Świąt kochani! Życzę Wam żebyście w tym Roku pod Choinką odnaleźli nie tylko wymarzone prezenty, ale też nadzieję i siłę. Będzie lepiej. Musi być!